Noc u sióstr minęła spokojnie. Nie było żadnych nieprzewidzianych wizyt. Nic mnie nie pogryzło. Budzik obudził mnie o godzinie 6.00 po czym od razu wstalem. Jak codziennie szybka toaleta, rozciąganie mięśni, krem przeciwsłoneczny na ciało, a nastepnie spakowałem się i wyszedłem. Najpierw poszedłem oddać klucz siostrze, pożegnałem się i poszedłem.
Przez miasto przechodziłem około godz 7.00. Miasto jeszce spało, na ulicach nie było nikogo i równo o 7.00 zgasły lampy. Tuż zaraz za stary miastem mamy dwie drogi, którymi możemy kontynuować szlak. Jedna idzie wzdłuż kanału i skręca w prawo do Tamariz de Campos, albo prosto do Berrueces. Ja wybrałem właśnie tę drugą wersję przez Berrueces.
Szlak był przyjemny, prosty, tak jak przez ostatnie dni wsród pól i łąk. Na samym początku zaatakowały mnie komary. W tym momencie sobie pomyślałem, że dokonałem dobrego wyboru. Ponieważ szlak do Tamariz idzie wzdłuż odnogi kanału kastylijskiego, który powstawał na przełomie XVIII i XIX wieku.
Po miej wiecej dwóch godzinach doszedłem do Berrueces i zaraz na początku wsi zobaczyłem typowe w tym rejonie gołębniki. Zbudowane z mieszanki gliny ze słomą i kamieniem. Ta mieszanka wykorzystywana jest takze w budownictwie domów i innych budynków. Mała wioska z około 120 mieszkańcami. W miasteczku możemy zobaczyć kościół San Pedro Apostól z XVI wieku. Przy kościele zrobiłem sobie przerwę na śniadanie. Po krótkim odpoczynku ruszyłem dalej.
Tuż zaraz przy wyjściu ze wsi znajduje sie kapliczka i tam napotkalem na pierwszy problem. Na rozwidleniu dróg nie było żadnego znaku. Wiec postanowiłem iść prosto. W pewnym momencie mieszkańcy , którzy akurat przechodzili tamtędy, zaczęli krzyczeć: „Pielgrzymie, gdzie idziesz. Przecież szlak idzie tedy w lewo”. Dzięki uprzejmości mieszkańców poszedłem dobra droga, aczkolwiek jak bym poszedł prosto, rownież bym doszedł, tylko że bym miał trochę dalej.
Szlak idzie znów polami i po godzinie jestem już w kolejnej wiosce, Moral De la Reina, z ciekawym kościołem Santa Maria de la Asunción, którego początki sięgają XV wieku. Stamtąd już tylko 8 km do celu dzisiejszego odcinka.
Po kolejnych dwóch godzinach doszedłem do Cuenca de Campos. Wioska jak większość w tej okolicy, spokojna i przytulna. Trochę większa niż poprzednie. Dawniej były tutaj trzy kościoły, klasztor, dwie kaplice i szpital. Dzisiaj w tym miasteczku w którym mieszka 246 osób, pozostał tylko jeden czynny kościół los Santos Juntos y Pastor, drugi z XIV wieku w stylu gotycko mudejar służy jako sala wystawowa oraz jedna kaplica. Klasztor jaki był jest w lekko opłakanym stanie. Wieszkość budynków są w stylu mudejar i bardzo często z użyciem mieszanki gliny z kamieniami i słomy.
Zaraz po przybyciu do wioski udałem się do schroniska. Muszę przyznać, że w każdym miasteczku coraz bardziej zaskakuje mnie jakość schronisk. Zawsze są dobrze utrzymane, w miarę czyste, przestronne. To dzisiejsze jest jak na razie największe, jeśli chodzi o przestrzeń. Dwie sale dla miej więcej 20 pielgrzymów, olbrzymia kuchnia w pełni wyposażona, salon z telewizorem, dwie osobne łazienki. Bardzo fajne schronisko.
W tym i w poprzednim schronisku odkryłem, że nie jestem jedynym polakiem przemierzajacym ten szlak. Dosłownie miesiąc wcześniej była w tym schronisku jedna dziewczyna z Polski, a także z różnica dwóch dni, szlak ten przeszedł chłopak, który w poprzednim schronisku podpisał się Polska Anglia.
Dzisiaj poznałem innego pielgrzyma, który opowiadał mi o pokonaniu szlaku w nocy. Podobno najlepiej robić go właśnie w Kastylii i Leon, gdzie szlak idzie wsród pól i podczas pełni księżyca jest dobra widoczność. Następne noce bedą pochmurne, ale już patrzyłem, że w piątek ma być noc bezchmura i zastanawiam się nad tym, aby jeden odcinek pokonać w nocy. Muszę przyznać, że jest to ekscytujące. Zobaczymy.
Dane do schroniska.
Albergue Municipal,
Calle Domingo Vero 3
Cuenca de Campos,
Na drzwiach są telefony do opiekunów.
Pozdrawiam, miłej nocy i jutro się widzimy na szlaku.